"Kuba. Autobiografia", czyli emocjonalne bombardowanie (RECENZJA)
- Grzegorz Ignatowski
- 12 cze 2015
- 3 minut(y) czytania
Mówi się, że silny charakter kształtują trudne doświadczenia. Jeśli to prawda, to możemy założyć, że Jakub Błaszczykowski jest człowiekiem niezniszczalnym, bo to, co przeszedł, zahartowało jego ducha do maksimum. O tym, jak mocne były to przeżycia dowiemy się w książce "Kuba", którą piłkarz współtworzył z Małgorzatą Domagalik.

Na początek kilka słów o tym kim jest Małgorzata Domagalik. Otóż współautorka książki "Kuba" jest redaktorką naczelną miesięcznika "Pani". I już tutaj nasuwa się pytanie, czy jest to odpowiednia osoba do napisania książki o jednym z najlepszych polskich piłkarzy w ostatnich latach? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo z jednej strony na pewno nie jest ona w stanie stworzyć atmosfery, którą oczekują fani futbolu. Jednak jeśli spojrzymy na to z drugiej strony, według której zamysłem książki było wierne przedstawienie Kuby jako człowieka – to wszystko wydaje się w jak najlepszym porządku.
Ale z początkiem czytania okazuje się, że nie jest w porządku. Pierwsze 60 stron wydają się ciągnąć w nieskończoność. Mamy w nich do czynienia z czymś w rodzaju ogromnego wywiadu, ubarwionego wypowiedziami rodziny i znajomych z dodatkiem narracji samej autorki. Wielu czytelników poczuje się w tym momencie zniechęconych i zastanowi się, czy warto wertować kolejne strony w poszukiwaniu czegoś więcej niż całej masy niekończących się pochlebstw.
I właśnie wtedy zaczyna się bombardowanie. Po bardzo długim wprowadzeniu poznajemy prawdziwego demona, który siedzi w głowie Jakuba Błaszczykowskiego. Ten demon to wspomnienie matki, która zginęła z ręki ojca w wyniku ataku nożem. Kuba opisuje, co wtedy czuł, jak sobie z tym radził i jak to wpłynęło na jego późniejsze życie. − Widzisz blizny? Wziąłem szkło i próbowałem… Miałem gdzieś czternaście lat. − powiedział w pewnym momencie piłkarz, co daje do zrozumienia, że podejmował próby samobójcze. Tak, wydaje się, że dla piłkarza to zbyt bolesne, żeby o tym mówić, zbyt prywatne, by o tym pisać w tym miejscu. Ale skoro zostało to powiedziane w książce, to warto o tym pisać, żeby dać innym przykład, jak pokonywać przeciwności losu. Jednak emocje, jakie powstają w trakcie czytania tej lektury, chyba należy pozostawić dla siebie, bo są one bardzo głębokie i być może nazbyt prywatne. Kto będzie miał ochotę, sam się zmierzy ze swoimi przemyśleniami i zdecyduje, czy chce się nimi podzielić. Niemniej, dziennikarz w tym momencie powinien zacząć zadawać pytania. Pani Małgorzata albo ich nie zadała, albo nie zamieściła w książce odpowiedzi.
Książka ma wiele niedociągnięć, ale ma kilka momentów, które wręcz wyciskają łzy nawet z najtwardszego czytelnika. Historia opowiedziana przez Jerzego Brzęczka o tym, jak obecny reprezentant Polski poszedł z aktualnym trenerem Lechii Gdańsk do piwnicy, wręcz zwala z nóg. − Dochodzimy tam, on mówi: Tu jest skrzynka, usiądziemy, ja usiądę tutaj, na ziemi, bo ja tu zawsze przychodziłem i siedziałem. Zaczynamy rozmawiać, powoli puszczają mu emocje. Dlaczego tak musi być, dlaczego nie ma mojej mamy? Ja bym wszystko oddał, ja bym przestał grać w piłkę, tylko żeby ona była, dlaczego on to zrobił? Było bardzo dużo emocji. Zaczyna płakać. Pierwszy raz widziałem, żeby płakał. Agata płacze, ja płaczę, daję mu się wygadać. Siedzi na ziemi, Agata na skrzynce, ja na jakimś wiaderku. Ciemno, ale po jakimś czasie oczy się przyzwyczaiły i już swoje zarysy widzieliśmy. A on mówi: A wiecie, że mama teraz tutaj z nami jest? Słucha tego, co mówimy. Ja zawsze tu przychodziłem i rozmawiałem tu z nią.
Jeśli po tych fragmentach macie dość, to... nie czytajcie, bo w książce takich momentów będzie więcej. Przeczytacie o tym, jak Jakub Błaszczykowski mówił, że szykuje nóż na ojca, dowiecie się, jak zareagował, kiedy w końcu się z nim spotkał i przekonacie się, w jakich momentach bliscy widzą w Kubie podobieństwo do Zygmunta.
Książka "Kuba" nie jest klasyczną lekturą o tematyce piłkarskiej. Jednak pozycja, która ukazała się nakładem wydawnictwa Buchmann pozwoli spojrzeć na postać zawodnika Borussii Dortmund z zupełnie innej perspektywy. Owszem, potencjał stricte piłkarski nie został wykorzystany, nacisk na pewne sprawy (opaska kapitańska) wydaje się zbyt mocny i potraktowany nieobiektywnie, a na tak zwaną aferę biletową zbyt słaby i potraktowany zbyt pobieżnie. Jednak wrażenia, które pozostają po przeczytaniu książki, wryją się czytelnikowi w psychikę tak głęboko, że nazwisko Błaszczykowski będzie budzić zupełnie inne emocje niż do tej pory. A to chyba dobrze świadczy o tej pozycji, prawda?