top of page

"Historia nie pozwoli mu umrzeć" czyli hołd dla Eusebio

23. lipiec 1966 roku. Koreańczycy z Północy strzelili już trzy gole Portugalczykom i są o włos od awansu do półfinału Mistrzostw Świata. Azjatom do sprowadzenia rywala na deski potrzeba było tylko 25 minut, więc wiara opuściła już nawet tych, którzy wierzą w cuda. Wiary nie stracił tylko jeden człowiek, który po stracie trzeciej bramki stwierdził, ze czas wziąć losy meczu w swoje ręce. Jeszcze przed przerwą zdobył dwie bramki i wynik brzmiał 2:3, w drugiej połowie dorzucił kolejne dwie i Portugalia prowadziła już 4:3. Potem jeszcze stworzył sytuację, po której Augusto rozwiał wszelkie wątpliwości kto powinien zagrać w kolejnej rundzie. Tego dnia Eusebio dokonał niemożliwego, ale przecież jemu się to zdarzało dość często.



Eusebio przyszedł na świat 25 stycznia 1942 roku w Mozambiku. Z tego kraju pochodziła jego matka, z kolei ojciec przywędrował tam z Angoli. W tamtych czasach oba te kraje były terytorium zamorskim Portugalii, więc Eusebio da Silva Ferreira – bo tak brzmiało jego pełne imię i nazwisko – ten kraj zawsze był jego ojczyzną. Wychowywał się w trudnych warunkach, bowiem Mozambik był bardzo zacofanym krajem nawet jak na tamte lata, lecz prawdziwe problemy zaczęły się po śmierci ojca, kiedy chłopak miał zaledwie osiem lat. Od tej pory opiekowała się nim matka wraz z licznym rodzeństwem, ale tak naprawdę wychowywała go też piłka. Urodzony w Lourenco Marques chłopiec uwielbiał futbol i choć nie miał butów, a piłkę tworzyło się za pomocą zmiętych gazet włożonych w skarpetę, poświęcał swojej pasji dużo czasu. W końcu zdecydował się spróbować szczęścia i zgłosił się do klubu Grupo Desportivo Lourenco de Marques, który był filialnym klubem Benfiki. Tam pokazano mu drzwi, więc udał się do Sportingu Lourenco de Marques – filialnego klubu Sportingu Lizbona. Tutaj już nikt nie próbował wybijać mu futbolu z głowy.


Dość szybko okazało się, że ten młodzian ma nieprzeciętny talent. Jego popisy w Mozambiku dostrzegł jeden z włoskich skautów i niewiele brakowało, by Eusebio trafił do Juventusu Turyn. Na przeszkodzie stanęła matka, która powiedziała „Nie” i za nic w świecie nie można było jej przekonać. Portugalczyk mógł też grać w Brazylii. Jednym z pierwszych zwolenników jego talentu był Jose Carlos Bauer, który polecił piłkarza do Sao Paulo. Władze tego klubu nie były jednak zainteresowane młodzianem.


Być może wyszło mu to na zdrowie, bo trzy lata później Bauer polecił go do… Benfiki Lizbona, która od razu powiedziała „Tak”. W tym samym czasie zapragnął go mieć u siebie Sporting i piłkarz mógł wybierać w którym ze sławnych lizbońskich klubów chce grać. O jego decyzji zadecydowały pieniądze: Sporting chciał go za darmo, natomiast Benfica oferowała mu solidny, jak na tamte warunki kontrakt. Podjęcie decyzji było więc proste, lecz transakcja musiała się odbyć w tajemnicy przed lokalnym rywalem. Kiedy przedstawiciele Sportingu przyjechali do Portugalii okazało się, że Eusebio zaginął. Przez pewien czas dla niepoznaki mieszkał w hotelu pod nazwiskiem Ruth Malosso. Manewr się powiódł i w 1960 roku „Czarna Perła z Mozambiku” wylądowała w Benfice.


Kiedy zawodnik przyjechał w końcu do Lizbony i ówczesny trener „Orłów”, Bela Guttman, zobaczył go po raz pierwszy, od razu zrozumiał, że ma do czynienia z przyszłą gwiazdą futbolu. − to złoto! − miał krzyczeć Węgier, kiedy nowicjusz popisywał się swoimi nieprzeciętnymi umiejętnościami. W pierwszym składzie zadebiutował jeszcze w sezonie 1960/61, a w czerwcu wziął udział w tradycyjnym turnieju rozgrywanym na Parc de Princes. Benfica grała z Santosem, nasz bohater wszedł na boisko w drugiej połowie i w ciągu 20 minut zanotował hat-tricka. Prawdziwą klasę pokazał w kolejnym sezonie. 12 goli w 17 występach, to znakomity wyczyn, a przecież w tym sezonie Benfica sięgnęła też po Puchar Mistrzów. Można więc powiedzieć, że „Czarna Perła” jak nazywano go od samego początku, miał prawdziwe wejście smoka.


Benfica już rok wcześniej sięgnęła po Puchar Mistrzów przerywając znakomitą passę Realu Madryt, lecz to nie Portugalczycy a Barcelona zatrzymała ekipę „Królewskich” w ćwierćfinale. Tym razem dwóch jedynych jak do tej pory triumfatorów PEMK miało się spotkać w meczu o wszystko. Eusebio strzelił do tego momentu trzy bramki – dwie z Norymbergą w ćwierćfinale i jedną z Austrią Wiedeń w 1/8/ finału. Aguas czy Joao Augusto byli skuteczniejsi, ale to Eusebio miał odegrać główną rolę w finale. Początkowo mógł tylko patrzeć jak Ferenc Puskas zadaje kolejne ciosy obrońcom trofeum, ale w drugiej połowie wziął sprawy w swoje ręce. Wynik brzmiał 0:2, a potem 2:3, ale kiedy Coluna doprowadził do remisu 20-letni wówczas as Benfiki pokazał na co go stać. Najpierw skutecznie wykonał rzut karny, a później popisał się perfekcyjnym strzałem z rzutu wolnego. Wynik 5:3 oznaczał definitywny koniec dominacji Madrytu.


Z tym meczem wiążą się ciekawe anegdoty. W barwach Realu Madryt grał legendarny Alfredo di Stefano. Kiedy Eusebio był mały wyciął zdjęcie słynnego Argentyńczyka z gazety i przez pewien czas się z nim nie rozstawał. Już przed meczem planował poprosić go o koszulkę, a kiedy wygrał podszedł do swojego idola i zapytał go co jada, jak trenuje i jaki jest jego futbolowy sekret. Di Stefano od razu wyczuł intencje młodzieńca, zdjął koszulkę i wręczył mu ją z uśmiechem. Szczęśliwy jak dziecko Portugalczyk pobiegł w kierunku kapitana drużyny, krzycząc: − Panie Coluna, dostałem koszulkę od Di Stefano! Druga anegdota dotyczy rzutu karnego, który skutecznie wykonał nasz bohater. Zanim podszedł do piłki bramkarz Realu – Araquistain – rzucił w kierunku piłkarza kilka epitetów. Czarnuch, pedał, to tylko kilka z nich. Problem w tym, że wykonawca jedenastki nic nie rozumiał i chciał zapytać kapitana swojej drużyny, Mario Estevesa Colunę (swoją drogą też urodzonego w Mozambiku) co te słowa oznaczają. Coluna odpowiedział: − strzel bramkę to ci powiem. No i strzelił. Po meczu bramkarz pobiegł z przeprosinami i dopiero wtedy Coluna wyjaśnił co Hiszpan chciał mu przekazać.


Po tym finale Eusebio miał okazję wyjechać z Portugalii. Zapragnęły mieć go u siebie największe kluby świata, z Interem, Juventusem, czy Realem Madryt na czele. Dla władz klubu byłoby to całkiem niezłe rozwiązanie, bowiem z klubowym budżetem było wówczas krucho. W tym momencie zareagowali jednak kibice, chcący zorganizować zbiórkę pieniędzy, dzięki którym środkowy napastnik miał pozostać „Orłem”. Już wtedy było wiadomo, że ewentualne odejście Eusebio do innego klubu zostałoby potraktowanie jak zdrada, albo zbezczeszczenie świętości narodowej.


Tak zaczęła się znakomita kariera piłkarza, który przez pięć lat nie schodził poniżej pewnego poziomu. Regularnie trafiał do pierwszej piątki plebiscytu France Football na najlepszego piłkarza świata, a w 1965 roku okazał się jego zwycięzcą. W kolejnym roku znów doprowadził swój zespół do finału Pucharu Mistrzów, ale tam Portugalczycy musieli uznać wyższość Milanu, choć po 20 minutach to Benfica prowadziła 1:0 po golu „Czarnej Perły”. Do finału dotarł też w sezonie 1964/65 ale wtedy lepszy okazał się Inter. Nasz bohater świetnie sobie radził w klubie, w którym co rok przekraczał barierę 20 bramek w sezonie, dobrze radził sobie też w drużynie narodowej. W 1966 roku pojechał z Portugalią na mistrzostwa świata, które były rozgrywane w Anglii. To znaczy, najpierw ją tam wysłał, strzelając siedem z dziewięciu bramek w eliminacjach, a potem czarował swoim niebywałym talentem kibiców z całego świata podczas pojedynków z Węgrami, Bułgarią i Brazylią. Portugalia wygrała wszystkie mecze w grupie, wyrzucając za burtę obrońców tytułu (Z Brazylią Eusebio trafił dwa razy), więc spodziewano się, że z Koreą Południową pójdzie jej łatwo. Łatwo nie było, ale dzięki „Czarnej Perle” udało się przejść do kolejnej rundy, co szczegółowo opisujemy we wstępie. W półfinale lepsi okazali się gospodarze, którzy nie mieli zwyczaju przegrywać na swoim terenie, natomiast w meczu o trzecie miejsce Portugalia wygrała z ZSRR 2:1. Eusebio musiał zadowolić się tytułem króla strzelców mistrzostw świata z dorobkiem dziewięciu bramek, choć apetyt miał zapewne znacznie większy.


W kolejnych sezonach słynny Portugalczyk dalej budował swoją legendę, strzelał tyle bramek, że dzisiejsza młodzież uznałaby to za jakieś niestworzone historie, które nie mogły mieć miejsca. 42 gole w 24 meczach? On to zrobił! A do tego prowadził Benfikę do kolejnego finału Pucharu Mistrzów, w którym „Orły” zmierzyły się z Portugalią. To był 1968 rok i chyba potwierdził on fakt, że Portugalczyk miał pecha do Anglii. Dwa lata wcześniej na turnieju odbywającym się na angielskich boiskach gospodarze odebrali mu szansę na tytuł mistrza świata, teraz w Londynie musiał uznać wyższość piłkarzy Manchesteru United w walce o miano najlepszej drużyny Europy. Po 90 minutach wynik brzmiał 1:1, ale w dogrywce worek z golami rozwiązał słynny George Best i ostatecznie mecz zakończył się zwycięstwem „Czerwonych Diabłów” 4:1.


Eusebio pozostał w Benfice do 1975 roku, do tego czasu rozegrał 301 meczów i zdobył 315 goli, lecz licząc wszystkie oficjalne mecze miał tych bramek niemal 650. Potem grywał jeszcze w klubach amerykańskich i w Meksyku, na chwilę powrócił też do Portugalii, by włożyć koszulkę Beira-Mar Aveiro i Uniao Tomar. Podsumowując, w swojej karierze cztery razy uczestniczył w Finale Pucharu Mistrzów, choć zwyciężył tylko raz. Mistrzem kraju był aż 11 razy, po puchar sięgał pięciokrotnie, siedem razy był królem strzelców i trzy razy wygrywał Złotego Buta. Takich osiągnięć mogą pozazdrościć mu najlepsi.


Legendą obrosły nie tylko jego dokonania boiskowe, ale także to jaki był poza nim. Ten człowiek był bardzo przyjaźnie nastawiony do wszystkich, potrafił się też dobrze bawić. Jeff Powell, dziennikarz Daily Mail, w swoim artykule opowiadał, że Portugalczyk często spotykał się z gwiazdami angielskiego futbolu, z którymi lubił przesiadywać w barach do późna. Nawet słynny Gerorge Best miał powiedzieć o nim: −Człowieku, on to może wypić!. Kto jak kto, ale jeśli mówi to George Best, to trzeba założyć, iż Eusebio miał w żołądku studnię.


Eusebio odszedł, zmarł 5. stycznia i jest to nieodżałowana strata dla futbolu. Dla tych, którzy nie wiedzieli kim był, albo ile dokonał, najlepszym podsumowaniem niech będą słowa Jose Mourinho: −Eusebio to jeden z najlepszych piłkarzy w historii futbolu, szczególnie dla ludzi mojej generacji lub starszych. Jednak dla Portugalii jego nazwisko znaczy coś więcej. Dla nas Eusebio to Eusebio, ktoś kto jest ponad wszystkimi podziałami klubowymi czy politycznymi. Poznałem go, kiedy grał z moim ojcem w reprezentacji. On urodził się 25 stycznia, ja 26 i zawsze o tym pamiętał, wysyłał mi jakąś koszulkę albo piłkę, czasem buty. Ostatni raz widziałem go podczas mistrzostw Europy, było to na Ukrainie, był już wtedy po operacji serca. Nawet wtedy potrafił cieszyć się życiem, robił to zarówno na boisku jak i poza nim. Nie jestem już tak smutny jak nad ranem, kiedy otrzymałem informacje o jego śmierci, bo myślę, że ludzie tacy jak on nigdy nie umierają. Historia czuwa i historia nie pozwoli takim ludziom umrzeć.

EUSEBIO – STATYSTYKA KARIERY

1960/61 Benfica Lisboa………….01 / 00 1961/62 Benfica Lisboa………….17 / 12 [ 5 / 2 ] 1962/63 Benfica Lisboa………….24 / 23 [ 3 / 1 ] 1963/64 Benfica Lisboa………….19 / 28 [ 5 / 2 ] 1964/65 Benfica Lisboa………….20 / 28 [ 6 / 9 ] 1965/66 Benfica Lisboa………….23 / 25 [13 /12] 1966/67 Benfica Lisboa………….26 / 31 [ 4 / 3 ] 1967/68 Benfica Lisboa………….24 / 42 [ 3 / 0 ] 1968/69 Benfica Lisboa………….21 / 10 [ 4 / 2 ] 1969/70 Benfica Lisboa………….22 / 20 [ 2 / 1 ] 1970/71 Benfica Lisboa………… 22 / 19 [ 4 / 2 ] 1971/72 Benfica Lisboa………… 24 / 19 [11/ 4 ] 1972/73 Benfica Lisboa………… 28 / 40 [ 1 / 0 ] 1973/74 Benfica Lisboa………… 21 / 16 1974/75 Benfica Lisboa………….09 / 02 1975…. Rhode Island Oceaners..Regional 1975…. Boston Minutemen……..08 / 02 1975/76 CF Monterrey…………..10 / 01 1976…. Toronto Metros Croatia.25 / 18 1976/77 SC Beira Mar Aveira……12 / 03 1977…. Las Vegas Quicksilver….17 / 02 1977…. Uniao de Tomar…………Second League 1977/78 New Jersey Americans…Regional

Autor bloga: Grzegorz Ignatowski

bottom of page