top of page
Szukaj

W czym tkwi fenomen Atletico, czyli odkrywamy tajemnice Diego Simeone

  • Zdjęcie autora: grzegorzignatowski
    grzegorzignatowski
  • 19 maj 2014
  • 4 minut(y) czytania

Atletico Madryt zdobyło mistrzostwo Hiszpanii i zagra w finale Ligi Mistrzów. Dla fanów przyzwyczajonych do triumfów bogatych klubów, takie wydarzenie zasługuje na miano cudu. Jak Diego Simeone tego cudu dokonał? Diabeł tkwi w taktycznych szczegółach.



Atletico nie kupowało drogich piłkarzy, jak robił to Real czy Barcelona. Nie włączało się do walki o zawodników, o których zabiegały silniejsze kluby Europy. Ten klub na rynku transferowym przypominał "Kopciuszka", który w przeciwieństwie do bajkowego scenariusza, nigdy nie miał stać się księżniczką. Co więc zrobił Simeone? Wcisnął Kopciuszkowi w ręce piłę łańcuchową i kazał mu przy jej pomocy opanować imprezę, na której zazwyczaj bawią się wyłącznie Real i Barcelona. Efekt był piorunujący. Piła wyrżnęła wszystkich rywali w lidze hiszpańskiej, zbierając też gęste żniwa w Lidze Mistrzów.


Skoro Simeone nie mógł kupić zawodników, którzy gwarantują jakość, trzeba było ich sobie stworzyć. Jednak nawet z dobrych zawodników nie da się zrobić z dnia na dzień piłkarzy klasy światowej. Trzeba było znaleźć sposób, przechytrzyć jakoś rywala i stworzyć taką taktykę, która byłaby z jednej strony odpowiedzią na największe atuty głównych rywali, a z drugiej uwypuklałaby mocne strony piłkarzy Atletico. Taktyka musiała być doskonała w swojej precyzji, Argentyńczyk nie mógł pominąć żadnego elementu i rzeczywiście, nie pominął. Stworzył mechanizm, który zaskoczył swoją perfekcją chyba nawet jego samego.


Jak funkcjonował ten mechanizm? Najważniejsze w nim było ograniczenie możliwości ofensywnych przeciwnika. W tym celu Simeone znacznie zawęził pole gry. Linia obrony, składająca się z czterech piłkarzy, grała bardzo blisko siebie i przesuwała się całą formacją w zależności od strony, z której nadciągało zagrożenie. Środkowi pomocnicy cofali się, zamykając przestrzeń, którą napastnicy szukają pomiędzy liniami. Imponował też sposób, w jaki zawodnicy Atletico przechodzili z ofensywy do defensywy. Rojiblancos błyskawicznie przechodzili z systemu 4-4-2 w ultradefensywną hybrydę ustawienia 4-5-1, gdzie w linii pomocy znajdowało się trzech defensywnych zawodników ustawionych blisko siebie, przed nim operowało dwóch pomocników a nominalny napastnik naciskał rywali atakując zza pleców w środkowej strefie. Taka postawa ma słabe punkty, zwłaszcza kiedy przeciwnik gra skrzydłami, ale w lidze hiszpańskiej skrzydła nie są najważniejsze. To nie przypadek, że Barcelona w meczu z Atletico 30 razy próbowała dośrodkowań w pole karne z bocznego sektora boiska. Simeone zwyczajnie im na to pozwolił.


Argentyńczyk dał również lekcję posługiwania się wysokim pressingiem, który był stosowany wtedy, kiedy wymagała tego sytuacja. Dzięki temu piłkarze nie tracili niepotrzebnie sił, oszczędzając je na kluczowe momenty sezonu. Jeśli do tego pressingu dodamy umiejętność podwajania krycia, to ujrzymy obraz defensywy doskonałej, która cierpliwie czeka aż rywal podejdzie bardzo blisko, żeby skutecznie zniechęcić go do jeszcze bardziej agresywnej ofensywy. W takim przypadku zostają strzały z dystansu, które najczęściej padały łupem znakomitego Thibaut Coutoisa, lub próby dośrodkowania ze skrzydeł.


W ofensywie kluczową postacią był Diego Costa, który przypominał czołg z silnikiem Ferrari. Ten zapalony pokerzysta (Diego Costa uwielbia grać w pokera przez Internet) zdobył w tym sezonie 27 bramek w 35 meczach i jest obecnie głównym celem transferowym Chelsea Londyn, która jest skłonna zapłacić za niego 40 milionów euro. A przecież Atletico kupiło go za 1,5 miliona euro z Bragi w 2007 roku. − On jest naszą duszą, jest piłkarzem, który daje nam wszystko − tak mówił o nim Diego Godin. Niektórzy mówili nawet, że Los Colchoneros są uzależnieni od asa linii ofensywnej, ale czy mieli rację? Przecież w meczu ligowym z Barceloną urodzony w Lagarto zawodnik zszedł z boiska już w 16. minucie, w starciu pucharowym zszedł w 30. minucie, a przecież mimo tego chłopcy Simeone osiągali korzystne wyniki. Warto też zauważyć, że zdobycz Diego Costy byłaby dużo mniejsza, gdyby nie 22-letni Koke, który zaliczył w całym sezonie 14 asyst, specjalizując się w podaniach do Brazylijczyka, który zakłada koszulkę reprezentacji Hiszpanii. Tak więc Diego Costa był postacią kluczową, ale nie jest prawdą, że był niezastąpionym elementem madryckiej układanki.

Nie bez znaczenia były też stałe fragmenty. Te wykonywali najczęściej Gabi lub Koke i po ich dośrodkowaniach z bramek cieszyli się m.in. Diego Costa, Godin czy Miranda. Simeone doskonale wiedział, ile w dzisiejszych czasach znaczy doskonale opracowany rzut wolny czy rzut rożny. Wszystko było zaplanowane, ruch każdego zawodnika był rozrysowany i to przyniosło efekt. Automatyzm - to słowo najlepiej opisuje jak zawodnicy Atletico pracowali przy stałych fragmentach gry.


Automatyzm był jednym z kluczowych elementów taktyki Simeone. Czasem zdarzało się, że piłkarze Atletico podawali na wolną przestrzeń, gdzie nie było akurat nikogo. W tym przypadku mieliśmy do czynienia z podaniem na pamięć w sektor boiska, w którym ma się znajdować jeden z zawodników. Jego nieobecność mogła być usprawiedliwiona zmęczeniem, co było aż nadto widoczne w meczu rewanżowym z Barceloną w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Jeśli było inaczej, piłkarz który nie trzymał się planu otrzymywał burę. Takie podejście Simeone stosował też w defensywie. Czy nie wydawało się wam w meczu ostatniej kolejki, że piłka wybita przez obrońców wyjątkowo często spadała pod nogi zawodników Atletico? Argentyńczyk nauczył zawodników gdzie mają się ustawiać, w którym momencie podejść, a w którym poczekać, a zawodnicy chłonęli jego wiedzę i wzorowo wykorzystywali ją na boisku. W efekcie kibice mogli odnieść wrażenie, że zawodników w koszulkach w biało-czerwone pasy jest więcej.


Sukces nie byłby możliwy, gdyby zawodnicy nie wznieśli się na wyżyny zaangażowania. Arda Turan wraz z Diego Costą byli inspiracją dla pozostałych zawodników, którzy w dużej mierze dzięki ich przykładom przekraczali swoje dotychczasowe limity. − Zmoczymy boisko potem, a jeśli trzeba będzie, także krwią, ale wygramy − tak motywował swoich kolegów z drużyny Arda Turan.

Przy takiej motywacji, dopracowanej taktyce, oraz dopasowanych do niej zawodnikach, sukces stał się możliwy. Nikt nie wymagał cudów od zawodników Atletico, więc ci mogli grać bez większej presji i konsekwentnie realizować założony plan. Wszystko było dodatkowo napędzane przez entuzjazm, który pogłębiał się z każdym kolejnym zwycięstwem i w końcu ten entuzjazm zaniósł madrytczyków na sam szczyt. Może tym razem zespół, który wdrapał się na szczyt Primera Division nie miał tyle finezji i klasy co poprzedni mistrzowie, ale to nie znaczy, że jest słabszy. Jest inny - to pewne. Jest powiewem świeżości w świecie, który został zdominowany przez najbogatszych. Jest Robin Hoodem, który zabrał bogatym i dał przykład biedniejszym, że można. Jest wyjątkiem, a wyjątki zawsze były pamiętane przez długie lata.

 
 
 

Autor bloga: Grzegorz Ignatowski

© 2023 by Biz Trends. Proudly created with Wix.com

bottom of page