top of page
Szukaj

Patryk Małecki - typ niepokorny

  • Grzegorz Ignatowski
  • 8 sty 2014
  • 6 minut(y) czytania

Patryk Małecki pożegnał się z Wisłą Kraków i od teraz będzie zakładał koszulkę Pogoni Szczecin. Jeszcze kilka miesięcy temu taki manewr wydawał się niemożliwy, bo sam zawodnik nie brał pod uwagę gry w innym polskim klubie. Życie potrafi jednak zburzyć wszelkie plany, szczególnie, kiedy ktoś wypina pierś przed buldożerem i głośno krzyczy: "Dawaj!".


Patryk Małecki - fot. uefa.com

Jego kariera zaczęła się znakomicie. Już jako młody chłopiec został zauważony przez trenera reprezentacji Polski do lat 15 - Andrzeja Zamilskiego. 13. kwietnia 2003 roku "Mały" stworzył ciekawy duet napastników z młodym Maćkiem Korzymem. Polska przegrała wówczas w Nowym Mieście Lubawskim z Rosją 1:2. W tamtym roku koszulkę młodzieżowej reprezentacji kraju zakładał jeszcze dwa razy, raz wpisując się na listę strzelców. Bardziej udany był dla niego rok 2005. Wówczas na pięć gier zdobył pięć bramek i zaczęto mówić, że może on mieć przed sobą świetlaną przyszłość. Kolejne lata wydawały się to potwierdzać.


W lidze polskiej debiutował 10. września 2006 roku w meczu z Pogonią (0:0), w którym wszedł na ostatnie pięć minut. Dwa miesiące później zaliczył ogon w spotkaniu w ramach Pucharu UEFA z FC Basel, a w marcu kolejnego roku zdobył swojego pierwszego gola w meczu z Górnikiem Zabrze. Sztab szkoleniowy Wisły nie zdecydował się postawić na niego w większym stopniu, więc po rozegraniu siedmiu spotkań w kolejnym sezonie, został wypożyczony do Zagłębia Sosnowiec. W zespole z ulicy Kresowej dostał szanse gry od pierwszej minuty i choć nie spisywał się rewelacyjnie, a jego klub nie obronił się przed spadkiem, była to dla niego niezwykle cenna lekcja, która zaprocentowała już rok później. Po powrocie do "Białej Gwiazdy" rozegrał 27 spotkań, strzelił pięć bramek i przyczynił się do zdobycia tytułu Mistrza Polski. W kolejnym sezonie zagrał 29 razy i osiem razy trafiał do siatki, a w następnym w 28 meczach zanotował siedem trafień i znów cieszył się z tytułu mistrzowskiego. Wszystko układało się wtedy doskonale, "Mały" był na ustach kibiców w całym kraju i uważano go za jednego z najlepszych piłkarzy ekstraklasy. Jednak już wtedy do głosu dochodziła jego ciemniejsza strona.


Podczas meczu towarzyskiego z Hannoverem, do którego doszło 8 lipca 2010 roku, zawodnik odmówił wejścia na boisko w przerwie. Trener Henryk Kasperczak po raz pierwszy zderzył się wówczas z demonem, który tkwił w głowie Patryka, lecz wówczas nie było to jeszcze takie groźne. Gorzej, że ów demon coraz częściej przejmował władze nad umysłem piłkarza, a podsycany przez kibiców, którzy w Krakowie go uwielbiali, a poza nim nienawidzili, rósł w siłę. Już wcześniej prowokował kibiców drużyn przeciwnych, pokazywał swój trudny charakter i właśnie tym zaskarbił sobie sympatię fanów "Białej Gwiazdy". W pewnym momencie zaczął jednak przekraczać granice.

Demon uaktywnił się wcześniej, dokładnie w sierpniu 2009 roku. Małecki był wtedy bohaterem głośnego skandalu. Po meczu Wisły z Arką wdał się w przepychanki z dyrektorem sportowym gdynian - Andrzejem Czyżniewski. Według wersji piłkarza to on był w tej sytuacji ofiarą, a były sędzia agresorem: − Czekał na mnie przed szatnią. Ruszył z rękoma, zaczął mnie szarpać za szyję. To trwało krótko, bo zaraz uwolniłem się od niego − mówił piłkarz w rozmowie z Przeglądem Sportowym, pomijając fakt dlaczego popularny "Czyżyk" go zaatakował.


W czerwcu 2011 roku gwiazdor Wisły dopuścił się napaści słownej na tle rasistowskim. Ofiarą był pomocnik Cracovii - Saidi Ntibazonkiza. "Mały" przeprosił, zapłacił karę i sprawa rozeszła się po kościach. Minęło kilka miesięcy i po meczu z Lechią piłkarz wypalił: − Mamy wspaniałych kibiców, ale tym piknikowym, którzy przychodzą, żeby zjeść kiełbasę i pooglądać mecz, proponowałbym , żeby poszli na drugą stronę... Takich kibiców nie potrzebujemy. To jest niedopuszczalne, bo kibice powinni być z drużyną nawet jak przegrywamy. To co zrobili kibice z trybuny wschodniej pokazuje, że to nie są kibice. Chciałbym, żeby nie przychodzili na mecze - naprawdę wolałbym grać przy pięciu tysiącach. Tacy kibice niech nie przychodzą na mecze, bo nam nie pomagają, a przeszkadzają (cytat z portalu sportowefakty.pl). Patryk znów przeprosił, wytłumaczył się złością z powodu słabej postawy drużyny i pomeczowymi emocjami. Ale to dopiero początek. W lutym 2012 roku schodząc z boiska w meczu ze Standardem Liege nie podał ręki trenerowi, a następnie odmówił uczestniczenia w treningach. − Patryk ogłosił w szatni, przy wszystkich zawodnikach i sztabie, że nie chce być brany pod uwagę przy ustalaniu osiemnastki wyjeżdżającej do Lubina i nie chce trenować z nami. To jego decyzja. Trudno mi w takiej sytuacji takiego zawodnika na siłę brać do autobusu. − mówił Kazimierz Moskal, ówczesny trener Wisły, w rozmowie z portalem Sportowe Fakty. Tym razem krnąbrny sportowiec musiał się pogodzić z miesięczną dyskwalifikacją.


Nie minął miesiąc od powrotu z banicji a Małecki pokazywał kibicom Legii odwróconą "eLkę", a w meczu z Ruchem wykonał gest w kierunku fanów chorzowskiego klubu polegający na pokazaniu środkowego palca. Nie można też pominąć meczu z reprezentacji do lat 21, gdzie Małecki nazwał swoich kolegów amatorami, albo słownego ataku na dziennikarza, który poprosił go o wypowiedź. Tego było już za wiele, kontrowersyjny piłkarz musiał odejść i oferta z Eskisehirsporu była dla niego jak zbawienie.


W Turcji wytrzymał tylko pół roku. Potem wrócił do Wisły jako syn marnotrawny i obiecywał, że teraz już innym człowiekiem. − Pół roku dało mi dużo do myślenia. Mogłem na spokojnie przeanalizować swoje zachowania. Spotkałem w Eskisehirsporze wielu bardzo dobrych piłkarzy, którzy też czasem nie grali i mogłem podpatrzeć, jak się wtedy zachowują i jak sobie z tym radzą. Na pewno moje zachowania, które miały wcześniej miejsce, nigdy się już nie powtórzą. Myślę, że wydoroślałem i nie będzie ze mną problemów. Jego forma pozostawiała jednak wiele do życzenia, z czasem stracił miejsce w pierwszym składzie, na co nie zareagował jak dorosły mężczyzna. Zawodnik wciąż miał inne zdanie i według niego Wisła to on, a on to Wisła. Nawet były selekcjoner reprezentacji Polski i wielokrotny mistrz kraju nie ma wystarczającego autorytetu. − Gdyby nie mój powrót z Turcji, to Wisła byłaby na zakręcie i mogłaby nawet spaść do I ligi. Takie do mnie dochodziły głosy. (Portal Weszło.com sugerował, by Małecki poszedł z tym do lekarza, bo takie głosy potrafią być niebezpieczne) Co do wspomnianej pokory to na pewno spokorniałem, ale nie była to zasługa trenera. Żeby ktoś mnie czegoś uczył, musiałby mieć autorytet, a tutaj tego zabrakło. (Sportowe Fakty).


Konflikt "Małego" ze Smudą był widoczny gołym okiem, jego koniec nastąpił kiedy zawodnik nie pojawił się klubowej wigilii, czym przekreślił swoją przyszłość w klubie z ulicy Reymonta.

Patryk Małecki szybko związał się z Pogonią i na dzień dobry rzucił hasło: − Teraz będę umierał za Pogoń. Same hasło nie jest złe, bo być może ukazuje tylko charakter człowieka. Chodzi o to, że tam gdzie obecnie występuje, da z siebie wszystko i fani Wisły nie powinni tego odbierać jako policzek w ich kierunku. Jednak kibice myślą inaczej, bo przecież to był ich idol, który potrafił wejść między nich i pełnić rolę gniazdowego. Nie każdy piłkarz zastanawia się nad tym co mówi i jak się zachowuje, Patryk nigdy tego nie potrafił. Jego wybryki były wynikiem impulsów, nad którymi nie potrafił zapanować. Kiedy był za to hołubiony, czuł, ze ten impuls jest czymś pozytywnym i do dziś nikt nie potrafi wybić mu tego z głowy. − Gdzieś w tym całym zgiełku, związanym z profesjonalnym uprawianiem futbolu, ten chłopak się pogubił. Nie wiem, czy przytłoczyła go sława, pieniądze, czy jeszcze coś innego. Wiem natomiast, że Małecki miał ogromny potencjał, żeby grać w piłkę na bardzo wysokim poziomie i spektakularnie go zmarnował. Przecież on mógł, ba!, powinien zostać legendą "Białej Gwiazdy" − mówił Andrzej Iwan w rozmowie z Przeglądem Sportowym.


Małecki jest ewidentnie typem narcyza. Źle przyjmuje krytykę. Wtedy reaguje antypatią... Jest łasy na nagrody, podczas sukcesów wydaje mu się zapewne, że jest "bogiem", ale gdy zagra gorzej, to ma wrażenie, że jest nikim. Zamiast kary potrzebuje on więc raczej większego wsparcia i długiej, wychowawczej rozmowy... Jest on już osobą dorosłą, proces kształtowania się jego osobowości został zakończony, więc rzeczywiście ciężko będzie go zmienić. Z drugiej strony widać jednak, że on cały czas szuka jakiegoś swojego autorytetu. Przypomnijmy, że po strzeleniu gola w jednym z meczów pokazał koszulkę z wizerunkiem Jana Pawła II. Są to raczej zachowania, które występują u nastolatków, ale pokazują, że Patryk Małecki chce się utożsamiać z jakimiś pozytywnymi wzorcami. − Tłumaczył dr Mariusz Machowski w rozmowie z Gazetą Krakowską. Problem w tym, że ów narcyz choć więdnie to wciąż wydaje mu się, że kwitnie. Nawet dziś wydaje mu się, że mógłby nie tylko powstrzymać pędzącą w jego kierunku kulę do burzenia budynków, ale nawet by ją przyjął na klatkę piersiową i uderzył z powietrza tak, ze ta by wpadła do siatki Legii lub Cracovii. To zachowanie typowe dla człowieka, który w pod względem psychologicznym zatrzymał się na pewnym etapie, który przechodzi każdy młody mężczyzna. Teraz na właściwą drogę będzie próbował wyprowadzić go Dariusz Wdowczyk, człowiek który kiedyś zbłądził ale był wstanie odnaleźć właściwą ścieżkę. Albo trener Pogoni wygna demona z głowy Małeckiego, albo będzie to kolejny stracony piłkarz dla polskiego futbolu. A jest o co walczyć, w końcu ma dopiero 25 lat, a historia pamięta zawodników którzy podnosili się z kolan i stanowili o sile swoich klubów bądź drużyny narodowej. Oby w Szczecinie Małecki utopił swojego demona w morzu i pokazał, że jest piłkarzem przez duże "P", a wtedy być może fani "Białej Gwiazdy" znów będą chcieli zobaczyć ich w koszulce swojej ulubionej drużyny.


 
 
 

Autor bloga: Grzegorz Ignatowski

© 2023 by Biz Trends. Proudly created with Wix.com

bottom of page