Jak to się robi w Rosji
- Grzegorz Ignatowski
- 5 lip 2013
- 5 minut(y) czytania
Karuzela transferowa kręci się, jak zwykle o tej porze, w zawrotnym tempie. Co chwilę ktoś z niej wypada, co pewien czas ktoś zmienia miejsce, czasem wskakuje do niej ktoś nowy, ale teraz doszło do sytuacji, w której śruby zaczynają się luzować i cała konstrukcja może runąć. Okazuje się, że w Rosji wszystko się kręci trochę jakby za szybko, a ciężar jest zdecydowanie zbyt duży.

Rosjanie są oryginalni. Wychowałem się w miejscowości nieopodal granicy z Okręgiem Kaliningradzkim, więc coś o tym mogę powiedzieć. Dla nich każdy sposób na zarobienie pieniędzy, choćby drobnych i nie do końca czystych, jest wart poświęcenia. Wszyscy słyszeliśmy o przemycie paliwa, alkoholu, papierosów, ale Rosjanie na straganach sprzedawali też cukier, słodycze i inne produkty codziennego użytku. Zarobek był na tym niewielki, ale zarówno Rosjanin jak i Polak liczyli skrupulatnie każdy najdrobniejszy grosz. To tylko mały przykład rosyjskiej żyłki do interesów, bo przemytnicy i handlarze to płotki. Prawdziwymi rekinami są ci, którzy robią interesy na futbolu.
W Polsce jest ostatnio coraz głośniej o rosyjskich pieniądzach. Media co chwilę podają informację, że oto kolejny rosyjski klub chce oddać komuś jakiś milion euro, żeby mieć w swoich szeregach jakiegoś piłkarza. Przykłady Macieja Rybusa, Marcina Komorowskiego, Macieja Makuszewskiego (trafił do Tereka za milion euro, choć początkowo była mowa o kwocie ponad połowę mniejszej. Inna rzecz, że trafił do tego klubu, ponieważ w Groznym szukano tymczasowej alternatywy dla kontuzjowanego Macieja Rybusa) czy ostatnio Artura Jędrzejczyka są nam doskonale znane, a wróbelki ćwierkają, że lada chwila będą kolejni. Prezesi klubów na samą wieść o zainteresowaniu Dinama Moskwa, Tereka Grozny czy innego rosyjskiego potentata uśmiechają się szeroko i w myślach otwierają szampana. Mają ku temu powody.
Najlepszym przykładem rosyjskiego szaleństwa jest CSKA Moskwa. Ten utytułowany klub sprowadził kilka lat temu za duże pieniądze Dawida Janczyka. Polak nie zniósł presji i rozmienił swój talent na drobne, pobierając całkiem pokaźną pensję. Klub chciał się go pozbyć, ale bez skutku, więc Janczyk przez sześć lat pozostawał na liście płac CSKA (Podobno kiedyś powiedział, że nie przyjdzie na trening, bo boli go brzuch, bawiąc się w tym czasie z kolegami w Warszawie. Klub wysłał swoich ludzi, żeby sprawdzili czy Dawid rzeczywiście jest chory. Ci szybko zorientowali się w sytuacji, ale wobec piłkarza nie wyciągnięto poważniejszych konsekwencji). Zresztą Dawid nie jest jedynym przykładem pomyłek transferowych CSKA. Równie interesującym przypadkiem jest Lubos Kalouda, objawienie młodzieżowych mistrzostw świata do lat 20, który skończył tak samo jak Janczyk. A Brazylijczyk Ramon? Kupiony z Corinthians za ponad pięć milionów euro potraktował pobyt w Rosji jako jeden wielki melanż. Po dwóch latach odszedł z CSKA z 15 kilogramami nadwagi, ale do tego czasu działacze moskiewskiego klubu daliby się za niego pokroić. Czemu to dowodzi? Że Rosjanie nie zastanawiają się na co wydają swoje pieniądze a jeszcze mniej interesują się tym jakie efekty przyniosła ta inwestycja.
Zresztą CSKA i tak jest uważana za klub, który prowadzi najrozsądniejszą politykę transferową. Co muszą więc robić pozostałe kluby? Przecież nie kupują stracha na wróble za pięć milionów euro. A może kupują? W Rosji przypadki takie jak ten z Sorinem Oproiescu są na porządku dziennym. Mało tego, takich zawodników kupuje się czasem za kilka milionów. Przykład? Proszę bardzo – Serginho. Chłopak, który przez pewien czas znajdował się w szerokiej kadrze Podbeskidzia Bielsko-Biała, był sprawdzany w Zenicie St. Petersburg.
Gdyby odbywały się klubowe mistrzostwa świata w wyrzucaniu pieniędzy w błoto Rosjanie bez wątpienia znaleźliby się na pierwszym miejscu. Tylko który klub by wygrał? Spore szanse miałby Spartak Moskwa, który inwestuje grube miliony a ostatnie mistrzostwo kraju zdobył w 2001 roku. Albo Dynamo Moskwa, które swego czasu hurtowo skupowało piłkarzy FC Porto, by później oddać ich za pół ceny (wyjątkiem był Danny, który trafił za 30 milionów euro do… Zenita St. Petersburg). Zresztą Dynamo potrafiło przeprowadzić dobre transfery, jak na przykład zakup Thiago Silvy, ale co z tego jak później trener nie dał mu nawet szansy debiutu i Brazylijczyk odszedł w niesławie. Wyżej stoją jednak notowania Zenitu, który wydał potężne pieniądze na Hulka czy Witsela, ale wyłożył też 12 milionów euro na Aleksandra Bucharowa. Rosyjski napastnik strzelił w Zenicie zaledwie 12 bramek w ciągu trzech lat, więc łatwo wyliczyć, że każdy gol kosztował milion euro. Podsumowując, w ciągu ostatnich pięciu lat Zenit zanotował zyski rzędu 92 milionów, przy stratach wynoszących 306 milionów euro. Na królewskim tronie zasiedliby pewnie działacze Anży Machaczkała (tak, działacze, nie piłkarze). Klub z Dagestanu wykładał ogromne pieniądze na transfery, oferował kosmiczne pensje, a do tego rozdawał prezenty. Właściciel tego klubu, Sulejman Kerimow, potrafił obdarować Roberto Carlosa samochodem marki Bugatti Veyron. Anży potrafiło też zaskoczyć wszystkich transferem Christophera Samby. Ten 28-letni Kongijczyk został zakupiony w 2012 roku z Blackburn za 12,3 miliona funtów i otrzymał pensję około 100 tysięcy funtów tygodniowo. Rok później odszedł do QPR, które zapłaciło za niego… 12,5 miliona funtów. W lipcu tego roku Anży znów sięgnęło do kieszeni, wyjęło z niej 12 milionów funtów i Samba wrócił do Machaczkały.
Skoro wiemy już co robią rosyjskie kluby, to trzeba teraz zadać pytanie jak to robią. A to też nie jest tajemnicą. Historia związana z Rafałem Murawskim stała się już legendą, w którą niektórzy powątpiewają. Działacze Rubina pewnego dnia przyjechali do Poznania obejrzeć na żywo jak prezentuje się ich cel transferowy. Prezentował się chyba całkiem nieźle, skoro po meczu rosyjska delegacja udała się do prezesa i zaoferowała ponad trzy miliony euro za piłkarza. Niby nic w tym dziwnego, gdyby nie pewien szczegół. Delegaci zapytali czy prezes chce gotówkę czy woli inny sposób płatności. Jak myślicie, ile walizek potrzeba, żeby zmieścić trzy miliny euro? – Od momentu kiedy pojawiła się konkretna oferta, do chwili, gdy doszliśmy do porozumienia, minęło właściwie zaledwie kilkadziesiąt godzin – mówił ówczesny dyrektor sportowy Lecha Poznań, Marek Pogorzelczyk. No tak, trzy miliony euro nie liczy się w pięć minut.
Skoro jesteśmy przy walizkach to trzeba też zwrócić uwagę na fakt, że właśnie walizka jest najczęstszą premią za wygrane mecze. Przekonał się o tym znany z polskich boisk Cleber. Brazylijczyk wpisał się na listę strzelców w swoim debiucie, dodatkowo był to gol w ostatnich minutach meczu i zadecydował o zwycięstwie jego zespołu. Po meczu prezydent Czeczenii, Ramzan Achmatowicz Kadyrow, czekał na niego z kluczykami do nowiutkiego samochodu terenowego wysokiej klasy. Cleber, za namową kolegów z drużyny odmówił przyjęcia prezentu, tłumacząc, że lepszym rozwiązaniem dla niego byłaby gotówka. Piłkarz wrócił do szatni, poszedł pod prysznic, a kiedy z niego wyszedł przy jego szafce stała już walizka pełna amerykańskich dolarów. Maciej Rybus też poznał smak rosyjskiej wdzięczności. Piłkarz Tereka Grozny strzelił dwie bramki w starciu z Dinamem Moskwa, a że zbiegło się to z jego urodzinami, Ramzan Kadyrow obdarował go Mercedesem klasy E.
W tym całym piłkarsko-biznesowym zamieszaniu mamy też drugie dno. Na przykład dyrektor Rubina Kazań, Rustem Sajmanow, został skazany za zlecanie zabójstw. Pisał o tym Michał Kołodziejczyk na łamach Rzeczpospolitej w tekście „Triumf po tatarsku” - Praca w klubie miała być dla niego tylko przykrywką do działalności gangsterskiej. Według prokuratury miał pomagać Jadikowi Rusupowi i zlecił trzy zabójstwa w 1996 roku. Mafia chciała przejąć interes naftowy w Tatarstanie – największe bogactwo regionu. Jak widać ciemne interesy przenikają się w Rosji z futbolem, który jest od nich zależny. No bo jak inaczej wytłumaczyć powrotny transfer Samby? Albo transfer Romana Eremenki do Rubina Kazań za 13 milionów euro? Rozwiązanie jest proste. W jaki sposób można wyprać pieniądze, jeśli nie za pomocą transferu. Jeśli dwóch obrzydliwie bogatych Rosjan chcą zrobić jakiś szemrany interes, to mogą rozliczyć się całkiem legalnie sprzedając przykładowego piłkarza, nazwijmy go Sorinem O. , za jakieś 30 milionów euro. I wszystko jest całkowicie legalne!
Wracając jeszcze do transferowej karuzeli, można pokazać sytuację na rynku transferowym obrazowo: Rollercoaster pędzi z zawrotną prędkością, najlepsze miejsca zajęli Hiszpanie, Anglicy, Niemcy i Włosi, Rosjanie zostali trochę z tyłu, ale bawią się wspaniale. Celowo odkręcają śrubki, żeby poziom adrenaliny był jeszcze większy. Przy okazji sięgają czasem do portfelu po garść pieniędzy i rzucają je w górę, śmiejąc się na widok fruwających na wietrze papierków. Zupełnie jakby chciał sprawdzić czy pozostali pasażerowie odepną pasy i rzucą się za plikiem „zielonych”. I oni się rzucają! Wyskakują z pędzącego wagonu z wyciągniętymi rękami, ale mówią, że to nie dla pieniędzy, tylko dla jakiejś wyższej idei. Wyższej, ale oczywiście bliżej nieokreślonej.