top of page
Szukaj

Kochani inaczej

  • Grzegorz Ignatowski
  • 28 kwi 2013
  • 2 minut(y) czytania

„A kiedy przyjdzie na Ciebie czas, a przyjdzie czas na Ciebie, porwie Cię wtedy do góry tak, wysoko Cię uniesie, aż nagle możesz zacząć spadać w dół…” – tak śpiewał zespół De Mono w piosence „Kochać inaczej”. Dziś kochany inaczej jest Franciszek Smuda, którego niecałe 20 lat temu porwało do góry. Jednak dziś, pomimo odwróconej miłości fanów futbolu, właściciel krakowskiej Wisły, Bogusław Cupiał, wciąż darzy byłego selekcjonera ogromną sympatią i podobno chce mu powierzyć opiekę nad klubem.


Tak, pamiętamy, jak Smuda prowadził swoich żołnierzy do sukcesów w europejskich pucharach czy do tytułu mistrzowskiego w lidze polskiej, ale te wspomnienia giną spowite we mgle, którą wytworzyły kompromitujące wyniki na mistrzostwach Europy i z niemieckim Jahn Regensburg. Dlaczego właśnie on ma być lekarstwem na zło Wisły Kraków?


Tak, tutaj miały znaleźć się argumenty. Do głowy przychodzi jednak kilka miałkich stwierdzeń, jak na przykład: „Żeby odbić się od dna, trzeba go najpierw dosięgnąć, a Smuda gwarantuje nic innego jak dno i wodorosty”. Albo to: „Wisła potrzebuje wstrząsu, a większego tąpnięcia niż zatrudnienie najbardziej nielubianego obecnie szkoleniowca w kraju nie ma, to prawdziwe trzęsienie ziemi”. Jest jeszcze kilka innych opcji, jak na przykład możliwość przekwalifikowania Daniela Sikorskiego na bocznego obrońcę. Chciałoby się krzyknąć w tym momencie „Alleluja!”. Ale przecież ten zabieg nie rozwiąże problemów w ofensywie krakowskiej drużyny.


Merytorycznych argumentów nie ma. Smuda to trener z dużymi osiągnięciami, ale to, co najlepsze, przytrafiło mu się dawano, dawno temu. W ostatnich latach zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością, co było widać w wypowiedziach na konferencjach prasowych czy w rozmowach z dziennikarzami. Poza tym, przy Smudzie zawsze było gorąco, a ostatnie konflikty z Borucem, Żewłakowem czy Sławkiem Peszko nie wróżą niczego dobrego. Wyobraźcie sobie Smudę i Małeckiego na treningu. Od razu nasuwa się widok wybitych zębów, zakrwawionych koszulek, urwanych jąder i języka przybitego gwoździem do ławki rezerwowych.


Jedyny plus w tym całym zamieszaniu będzie taki, że w końcu dziennikarze będą mieli pożywkę. Smuda co tydzień będzie dążył do zwycięstwa za wszelką cenę. Celem nie będzie jednak wynik na boisku, tylko przebicie swojej najgłupszej wypowiedzi w życiu jeszcze bardziej absurdalnym stwierdzeniem. A więc to nieprawda, że my – dziennikarze – nie kochamy Smudy. Owszem, wątpimy w jego warsztat trenerski, ale lubimy go, a nawet kochamy, choć oczywiście nieco inaczej, niż kocha się kobietę czy lubi wartościowego piłkarza. Po prostu kochamy te momenty, kiedy łapiemy się za brzuch i nie możemy się przestać śmiać.


A więc, po co Cupiał miałby zatrudnić Smudę, który właśnie zepchnął w przepaść klub z Regensburga. Żeby osiągnąć szczyt absurdu? Żeby się pośmiać razem z dziennikarzami? A może Cupiał w końcu zrozumiał słowa piosenki „Kochać inaczej”, dotarło do niego, że jego klub spada w dół i nagle zaczął darzyć swoją ukochaną Wisełkę taką samą miłością jak dziennikarze Franciszka Smudę. No cóż, kibice nie dadzą się oszukać, wiedzą doskonale, że refren piosenki zespołu De Mono kończy się słowami: „A to już nie to samo…”.


 
 
 

Autor bloga: Grzegorz Ignatowski

© 2023 by Biz Trends. Proudly created with Wix.com

bottom of page