Autobiografia Andrzeja Strejlaua, czyli futbolowa narkomania w najczystszej postaci [RECENZJA#02]
- Grzegorz Ignatowski
- 1 lut 2013
- 2 minut(y) czytania
Właściwie wydana w 1993 roku książka "Andrzej Strejlau - autobiografia" nie jest w ogóle żadną biografią. Jest to wywiad - rzeka Andrzeja Persona z ówczesnym selekcjonerem reprezentacji Polski. Wywiad, który dotyczy przede wszystkich piłki nożnej i jej problemów na początku lat 90-tych. Mimo wszystko można z tego wywiadu wyciągnąć bardzo dużo ciekawostek, trzeba jedynie uważnie czytać.

Fot. polskieradio.pl
Zacząć należy od tego, że książka ma dwa potężne atuty. Pierwszym jest Andrzej Strejlau, człowiek nazywany "Narkomanem" z racji jego sposobu rozmowy o futbolu (Strejlau mógłby rozmawiać o piłce godzinami, a przy pytaniu o taktykę Legii Warszawa mógłby nawiązać do rozwoju piłki młodzieżowej w Chinach). Drugim jest ceniony dziennikarz, pracujący m.in. tygodnikach "Sportowiec", "Razem" i "Mecz", a później też komentator TVP, Europsportu i Polsatu - Andrzej Person. Dziennikarz po prostu zadawał ciekawe pytania, na które Strejlau ciekawie odpowiadał.
Poruszane tematy z perspektywy czasu w ogóle nie straciły na aktualności. Szeroko omówiony został problem piłkarzy z lig zagranicznych w reprezentacji Polski. Strejlau jako pierwszy musiał mierzyć się z problemem zagranicznych powołań i kolejni selekcjonerzy mogli wyciągać wnioski z jego poczynań. Poruszony został też temat korupcji i choć Strejlau nie podaje szczegółów, ponieważ osobiście nie uczestniczył w sprzedawaniu meczów, to nie ukrywa, że korupcja byłą wszechobecna. Kwintesencją tej tezy niech będzie pytanie Persona i odpowiedź Strejlaua.
− Najważniejszy był mecz Legia - Górnik w Zabrzu. Tuż przed spotkaniem do szatni Legii, prowadzonej przez Jerzego Engela, wszedł piłkarz Górnika z pudełkiem z butami piłkarskimi. Legioniści chórem spytali: "Jaki numer tych butów?" Odpowiedział: "Sześć!". I tak na oczach pilnujących swoich piłkarzy działaczy Legii zawodnicy sprzedali za sześć milionów mistrzostwo Polski. Wierzy pan w tę opowieść? U nas nikt nigdy nie złapał nikogo za rękę. Z drugiej strony wiem dobrze, że legioniści zarabiali mniej niż inne drużyny i byli podwójnie narażeni na przekupstwo. − Tym bardziej, że znaczna część futbolistów stołecznej drużyny była w Legii tylko przejściowo, na okres wojska, związki z klubem nie mogły być w tej sytuacji zbyt silne. Pamiętam mecz w Warszawie, przed którym zawodnik przeciwnej drużyny, a mój wychowanek z młodzieżówki, uprzedził mnie lojalnie, że nie wszyscy moi piłkarze będą w tym meczu grali w barwach Legii. Chodziło o to, że goście mieli nóż na gardle i zwycięstwo pozwalało im pozostać w pierwszej lidze. Po kilkunastu minutach wiedziałem, że mówił prawdę.
Strejlau opowiada też o swojej młodości, o tym jak był bokserem, grał w piłkę ręczną, jak studiował na AWF-ie, jak nawiązał współpracę z Kazimierzem Górskim, jak pracował w Islandii czy Grecji i jak przystało na "Narkomana", opowiada ciekawie. Czytając to, co ma do powiedzenia, można poczuć się częścią romantycznego świata, w którym sport jest tylko i aż sportem. Świata, w którym zasady etyki są ważniejsze niż siła pieniądza. Ale mimo wszystko, nawet w tym idealnym świecie człowiek taki jak Andrzej Strejlau miewał momenty, w których wolał wyjść na spacer z psem. Ale o tym przeczytajcie sami.
− Wie pan, ja nie umiem zrobić nic w domu; nie naprawię samochodu, raczej nie zreperuje kontaktu. Więc z obawy, żeby mnie coś nie spotkało − a nuż żona każe coś dokręcić − spaceruję. Lepiej spędzić czas w plenerze...