Niech pasja będzie Twoją bronią…
- Grzegorz Ignatowski
- 10 sty 2013
- 3 minut(y) czytania
Znacie to uczucie, kiedy wspinacie się na szczyt, a góra, którą próbujecie zdobyć, nagle odwraca się o 180 stopni i znów jesteście na dnie? Nie? Są tacy ludzie, którym życie pokazało, że w każdej chwili może sobie tą górą pożonglować, niszcząc przy okazji entuzjastycznie nastawionego alpinistę. Coś takiego właśnie przeżywa czołowy komentator sportowy, Przemysław Pełka. Człowiek, który dzięki ciężkiej pracy wdrapał się na szczyt w swoim fachu, walczy teraz sam ze sobą, bo kilka dni temu amputowano mu nogę.
Ironia losu. To też pewnie znacie. To jak mieć pod ręką dziesięć tysięcy widelców, kiedy jedyną potrzebną Ci rzeczą jest łyżka. Teraz pokazała, że nikt nie jest na nią odporny na przykładzie Przemysława Pełki. Najpierw los dał mu nieprzeciętny talent, później pozwolił spotkać ludzi, dzięki którym Przemek ten talent rozwinął. Potem kazał mu pracować w dążeniu do perfekcji. Kiedy ten już do tej perfekcji się zbliżył, los zesłał chorobę, która przerywa błyskotliwą karierę komentatora z pasją do futbolu i hokeja na lodzie. Najlepszym dowodem bezczelności losu jest fakt, że człowiek, o którym mowa, żyjący z komentowania przede wszystkim piłki kopanej, stracił… nogę. I kiedy wydaje się, że gorzej być już nie może, okazuje się, że niezbędna może się też okazać amputacja drugiej kończyny.
Takiego sprawdzianu silnej woli Przemek w swoim życiu zapewne jeszcze nie miał. Niewielu ludzi w ogóle przechodzi taki test odporności psychicznej. Jednak redaktorzy iGola mają jakieś wewnętrzne przeczucie, że popularny komentator, podobnie jak w drodze na komentatorski szczyt, wykaże się hartem ducha i pokona wszelkie przeszkody, które stają mu na drodze. Przemek wróci do swojej pasji, a ona pozwoli mu wrócić do normalnego życia. On potrzebuje futbolu, a futbol potrzebuje jego skromnej osoby. Dlaczego? Bo komentując mecze piłkarskie, zaraża pasją do tego sportu.
Co sądzą o nim koledzy po fachu? Oczywiście wszyscy są w szoku, że spotkało go coś tak dramatycznego. Jednak ta sytuacja nie zasiała też w nikim ziarna wątpliwości, że nawet najcięższa choroba nie zabije pasji, którą żył Przemek. Może amputowano mu nogę, ale serce wciąż bije w rytm meczów hokeja i piłki nożnej.
– Dla mnie to człowiek maszyna, oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa, w dziedzinie piłki. Wszyscy chwalą Mateusza Borka oraz Tomasza Smokowskiego. Jednak to właśnie Pan Pełka jest człowiekiem, który potrafił nawet jako nieprzygotowany człowiek zastąpić w trudnych momentach Mateusza Borka podczas meczów Ligi Mistrzów, gdy był brak sygnału z miejsca, gdzie było rozgrywane spotkanie Ligi Mistrzów. To człowiek ze Śląska, który wie, co to ciężka praca. Absolwent Uniwersytetu Śląskiego, którego lubili wszyscy na uczelni. Ponadto człowiek, który kocha hokej. Pechem jego jest to, że urodził się w kraju, gdzie ta dyscyplina sportu nie jest tak popularna jak w Kanadzie czy USA. Jednak i tak potrafił godzinami opowiadać o wyczynach zawodowców. Teraz przytrafiło mu się coś, co trudno sobie wyobrazić. Koledze po fachu stało się coś, co mnie osobiście przybiło. Miałem okazję tylko raz zetknąć się Panem Pełką twarzą w twarz. Jednak pamiętam to spotkanie bardzo dobrze i wspominam je miło. Sympatyczny człowiek, który jest gwiazdą w swoim fachu, aczkolwiek zachował zdrowy rozsądek i nie jest typem aroganta. Że takim ludziom przytrafiają się takie nieszczęścia… – mówi jeden z najbardziej doświadczonych redaktorów serwisu piłkarskiego iGol.pl, Łukasz Pawlik.
Ciepłe słowa w kierunku Przemka kieruje też jego imiennik, redaktor naczelny portalu 2×45.com.pl, Przemysław Michalak. – Do Przemysława Pełki mam mały sentyment, bo pochodzi z Tychów, w których się urodziłem i w których nadal mieszkam. Odstawiając jednak na bok wszelkie sympatie, uważam, że to jeden z kilku najlepszych polskich komentatorów piłkarskich. Jako jednemu z naprawdę niewielu nigdy nie zdarzył mu się mecz, w którym by mnie wkurzał, a przydarzało się to nawet Mateuszowi Borkowi, który chwilami przestaje kontrolować wypowiadanie słowa „jakby”. Jestem niemal pewny, że gdyby Pełka komentował najważniejsze mecze najważniejszych rozgrywek, to dziś on byłby na piedestale zamiast Szpakowskiego lub Borka. Udźwignąłby tę rolę. Nie jest jednak taką osobowością, nie rozpycha się na łokciami, nie pcha na afisz, więc zawsze pozostawał trochę w cieniu. Najwyraźniej taki stan rzeczy mu odpowiadał. Mam nadzieję, że mimo tak mocnego ciosu powstanie, znajdzie motywację i będzie jeszcze silniejszy. Polscy kibice na jego odejściu straciliby więcej niż dziś polska liga na odejściu Milika, Wszołka i Pawłowskiego.
To prawda, że cała historia jest niezwykle bolesna i trudno ją sobie w ogóle wyobrazić. Kto poradziłby sobie z takim ciężarem bez wsparcia? My jednak wierzymy w Przemka. Dlaczego? Bo wiemy, co to jest pasja. Do niej można uciec przed bólem, można się w niej zanurzyć tak głęboko, że nic na świecie się nie liczy, tylko ona. Zdając sobie sprawę z faktu, jak wielka potrafi być ta pasja, jakoś dziwnie spokojnie odpowiadamy na pytanie, czy Przemek jeszcze będzie komentował mecze. Odpowiedzi zawsze udzielamy bez zastanowienia, zawsze brzmi ona tak samo – oczywiście.