top of page

Maciej Korzym - zakopany talent

  • Grzegorz Ignatowski
  • 24 lis 2012
  • 3 minut(y) czytania

Kiedyś był piłkarzem, który swoją techniką przewyższał rówieśników o kilka poziomów. Interesowała się nim nawet Chelsea Londyn. Potem zaliczył udany wstęp do kariery w warszawskiej Legii. Dziś stał się ligowym gladiatorem, który od czasu do czasu pokazuje szczątki talentu, który niegdyś posiadał. Nikt go nie rozumiał, nie nadążał nad jego sposobem myślenia, musiał więc przeorganizować swoją grę. Maciej Korzym musiał zakopać swój talent by przystosować się do sposobu gry w polskiej ekstraklasie.


Fot. korona-kielce.pl


O Korzymie krążyły legendy już kiedy miał 16 lat. Mówiono, że jest to największy talent od czasów Lubańskiego i Deyny, że technicznie jest już na poziomie wyższym niż niektórzy reprezentanci Polski, że lada chwila stanie się ważnym piłkarzem w lidze polskiej, lub będzie bohaterem transferu do jednego z wielkich zagranicznych klubów. Prognozy się nie spełniły, Maciek ma już 24 lata i nie został jeszcze nawet reprezentantem kraju, choć talent miał rzeczywiście olbrzymi. Zresztą w meczach ligowych czasami pokazuje, że tego talentu jeszcze nie roztrwonił. Czasami.


W meczu z Piastem Gliwice Korzym dwa razy pokazał, że jest niezwykle błyskotliwym piłkarzem. Próba nieszablonowego wykończenia akcji po rzucie rożnym skończyła się trafieniem w poprzeczkę. Gdyby wylądowała kilka centymetrów niżej był by to gol sezonu.


To nie jedyny przykład, kiedy „Korzeń” udowodnił, że jest piłkarzem o ponadprzeciętnych możliwościach. Oglądając mecze Korony wiele razy można było zaobserwować jak kielecki zawodnik usiłuje zagrać z partnerem na jeden kontakt, wychodząc błyskawicznie na pozycję. Korzym spodziewał się natychmiastowego odegrania, ale partner przyjął piłkę, zastanowił się co z nią zrobić, rozejrzał się, a potem zaczynał dryblować. Maciek zdążyłby w tym czasie przegryźć ciasteczko i wypić herbatkę. Kiedy już partner decydował się na podanie Korzym dawno był na pozycji spalonej i na pewno nie myślał o tym, że może jeszcze otrzymać piłkę.


Wychowanek Sandecji Nowy Sącz jest piłkarzem nietuzinkowym, ale nierozumianym przez partnerów na boisku. Szkoda, że jego możliwości nie dostrzega trener reprezentacji Polski. Być może dzieje się tak dlatego, że trudno dostrzec jego walory, kiedy nie są one w żaden sposób wykorzystywane. Pod zasłoną agresji i brutalności ciężko dostrzec diament, który nie został jeszcze w pełni oszlifowany. A szkoda, bo gdyby Korzym taką szansę otrzymał to może okazałoby się, że z Robertem Lewandowskim i Kubą Błaszczykowskim zrozumiałby się doskonale. Może…


Oczywiście napastnik, albo raczej ofensywny pomocnik ma też swoje wady i to całkiem poważne. Otóż skuteczność Korzyma jest równie imponująca jak znajomość angielskiego Wojciecha Pawłowskiego. Nowosądeczanin strzela jakby widział podwójnie albo potrójnie, więc pozycja napastnika chyba nie jest dla niego najlepszą opcją.


Oglądając ligę polską od lat mam nieodparte wrażenie, że talentów jest u nas bardzo dużo. Są świetni jako juniorzy, pokazują klasę w pierwszej drużynie w młodym wieku, a potem gasną usiłując dostosować się do realiów ligi polskiej. Taki Mateusz Zganiacz, który w Legii zaczął znakomicie, taki Dawid Janczyk, Marcin Burkhardt, to byli piłkarze o ogromnych możliwościach, którzy z różnych przyczyn nie zrobili karier jakie zrobić powinni. To było bardzo dobre pokolenie juniorów. Korzym będzie następnym zmarnowanym talentem, choć to jeszcze przypadek do odratowania. Przynajmniej w porównaniu do Jańczyka Korzym jest obecnie w niebie, podczas gdy jego rówieśnik pałęta się po przedsionkach piekła. Oby przypadek Korzyma i Janczyka był przestrogą dla kolejnego pokolenia wielkich talentów, bo przecież takie obecnie mamy. Milik, Wolski, Furman, to tylko kilka nazwisk, które zapowiadają się niemal równie dobrze jak niegdyś Korzym. Ciekawe jak się potoczą ich dalsze losy. Ciekawe czy ktoś wyciągnie wnioski.

 
 
 

Comments


Autor bloga: Grzegorz Ignatowski

© 2023 by Biz Trends. Proudly created with Wix.com

bottom of page