Pele? Maradona? A może Jose Manuel Moreno?
- Grzegorz Ignatowski
- 2 wrz 2010
- 5 minut(y) czytania
Wyliczając nazwiska najlepszych piłkarzy na pierwsze miejsce wysuwają się postacie Pelego, Maradony, Platiniego czy Di Stefano. Młodsi kibice wymieniliby jeszcze nazwiska Ronaldinho oraz Messiego. Co jednak z gwiazdami futbolu, o których świat z różnych przyczyn nie pamięta. Jednym z nich jest Jose Manuel Moreno, który dziś powinien być wymieniany jednym tchem obok największych gwiazd futbolu.

Fot. fifa.com
To nie Moreno może mówić o wielkim pechu, że dla wielu kibiców w Europie jest postacią anonimową. To Europejczycy powinni żałować, że w czasach, kiedy Argentyńczyk o pseudonimie „El Charro” przeżywał swój najlepszy okres w karierze, na Starym Kontynencie toczyła się II wojna światowa. To właśnie z tego powodu skuteczny napastnik nigdy nie wystąpił na mistrzostwach świata. Moreno nigdy też nie grał w żadnym klubie europejskim i może właśnie dlatego fani futbolu spoza Ameryki Południowej wiedzą o nim tak mało.
River Plate
Jose Manuel Moreno przyszedł na świat 3 sierpnia 1916 roku. Co ciekawe, urodził się w dzielnicy La Boca, w której swoją siedzibę ma klub Boca Juniors, jednak jego kariera była związana głównie z odwiecznym rywalem tego zespołu. Moreno, jako junior, terminował w młodzieżowych zespołach Boca, lecz tam nie poznano się na jego talencie. Piłkarz spróbował więc sił w stołecznym River Plate, którego legendą miał zostać kilka lat później. Jego debiut miał miejsce w 1935 roku, wtedy jeszcze nie czarował skutecznością tak, jak robił to w późniejszych czasach, bo w 20 meczach strzelił tylko sześć bramek. Drugi sezon był już popisem jego strzeleckich umiejętności. 24 gole strzelone w 33 meczach mogą robić wrażenie, ale w swoim trzecim sezonie „El Charro” dokonał nie lada wyczynu, bo strzelił więcej bramek niż rozegrał meczów, w 31 występach zaliczył 32 trafienia. W kolejnych latach Moreno strzelał coraz mniej bramek, skupiając się na asystowaniu przy bramkach partnerów. A tych mogłyby mu pozazdrościć największe gwiazdy światowego futbolu, bo ówczesna „La Maquina”, jak nazywano legendarny atak River Plate, składała się wyłącznie z gwiazd argentyńskiej piłki obdarzonych wyjątkowym talentem.
„La Maquina”
Argentyńska maszyna zdominowała krajowe rozgrywki ligowe. Legenda głosi, że nawet słynny Real Madryt bał się pojedynku z rewelacyjnym River, który dysponował wówczas szalenie silną ofensywą. Oprócz Moreno „La Maquinę” tworzyli tacy piłkarze, jak: Adolfo Pedernera, Angel Labruna, Juan Carlos Munoz i Felix Loustau. Cała piątka też grała pierwsze skrzypce w reprezentacji „Albicelestes”, choć rzadko się zdarzało, żeby wszyscy jednocześnie zagrali w tym samym spotkaniu. Trudno jednoznacznie ocenić, który z członków „La Maquiny” był najbardziej wartościowy dla drużyny. Labruna do dziś jest najlepszym strzelcem w historii River, Pedernera po odejściu z River błyszczał również w kolumbijskim Millonarios, gdzie jego partnerem był Alfredo Di Stefano, Munoz dysponował porażającą szybkością, dzięki której na prawym skrzydle uciekał swoim rywalom z prędkością wiatru, natomiast Felix Loustau podczas wieloletniej gry w barwach River został zapamiętany jako skuteczny snajper i znakomity asystent. Wymieniona piątka tworzyła legendę argentyńskiego futbolu w latach czterdziestych, lecz jedynie Moreno po odejściu z River z powodzeniem pracował na swoją legendę w czterech różnych krajach.
Meksyk, Chile, Kolumbia
„El Charro” opuścił szeregi River w 1944 roku. Argentyńczyk został sprzedany do meksykańskiego Real Club Espana Mexico, w którym spędził dwa sezony. Tam już w pierwszym poprowadził swój klub do mistrzostwa kraju. W 1946 roku zatęsknił jednak za rodzinnym Buenos Aires i powrócił do River Plate, by po trzech latach znów wyemigrować do innego kraju. Tym razem wybór padł na Chile i tamtejszy Universidad de Catolica Santiago, w którym oczywiście już w pierwszym sezonie zdobył mistrzostwo kraju.
Rok później stało się coś dla dzisiejszych kibiców niewyobrażalnego. Legenda River zdecydowała się na kolejny powrót do Argentyny, tyle że nie do swojego macierzystego klubu, a do odwiecznego rywala, ekipy Boca Juniors. Gdyby taki transfer miał miejsce dzisiaj, to śmiało można by to wydarzenie porównać do przejścia Figo z Barcelony do Realu czy Luisa Enrique w odwrotnym kierunku. Trzeba jednak pamiętać, że południowoamerykańscy kibice są znani z bardzo gorącego temperamentu i trudno byłoby im się pogodzić z faktem, że jeden z ich idoli broni barw znienawidzonego rywala. Na szczęście dla kibiców River i być może też dla samego Moreno, jego pobyt w Boca trwał tylko rok.
Po odejściu z Boca argentyński snajper zdecydował się na powrót do Chile, gdzie jednak długo nie zagrzał miejsca. Jego kolejnym przystankiem był Urugwaj i klub Defensor Montevideo. Po zaledwie rocznym pobycie w stolicy Urugwaju, „El Charro” zdecydował się na kolejny powrót do Argentyny, tym razem do Club Ferro Carril Oeste Buenos Aires, jednak po krótkim pobycie w tym zespole znów wyruszył na podbój krajów Ameryki Południowej. Tym razem piłkarz prezentował swoje nieprzeciętne możliwości w kolumbijskim Indenpediente Medellin. Właśnie w tym zespole Moreno chciał zakończyć karierę i to w dobrym stylu. Już na wstępie udało mu się osiągnąć kolejny sukces, bo w pierwszym sezonie słynny „El Charro” z zespołem Medellinu zdobył mistrzostwo.
Reprezentacja
Moreno zapisał też piękną kartę w historii reprezentacji Argentyny. Jego dorobek liczbowy może nie jest zbyt imponujący, bo w trakcie swojej długiej kariery rozegrał tylko 34 spotkania i strzelił 19 bramek. Jednak lista osiągnięć robi wrażenie. W 1941 roku Argentyna triumfowała w Copa America, a Moreno został wicekrólem strzelców, ustępując jedynie koledze z drużyny, Juanowi Marvezziemu, który na swój dorobek liczący pięć bramek pracował wyłącznie w meczu z Ekwadorem. Rok później „Albicelestes” przegrali w meczu decydującym o końcowym triumfie z reprezentacją Urugwaju, lecz Moreno z dorobkiem siedmiu trafień mógł się cieszyć ze zwycięstwa w tabeli króla strzelców. Kolejny triumf popularnego „El Charro” to rok 1947 roku, kiedy Argentyna nie po raz kolejny okazała się najlepsza w Ameryce Południowej. Kontynentalna dominacja zespołu prowadzonego przez trenera Guillermo Stabile zakończyła się dopiero w 1949roku, kiedy to pod nieobecność broniących tytułu Argentyńczyków zwyciężyła Brazylia. Aż strach pomyśleć, co by się działo, gdyby „Albicelestes” mogli w swoich najlepszych latach rywalizować na mistrzostwach świata z krajami europejskimi.
Wśród 25 najlepszych na świecie
Można się bez końca zastanawiać co by było, gdyby Moreno zagrał na mistrzostwach świata. Nawet bez tego argentyński snajper plasuje się w czołówkach rankingów na najlepszego piłkarza globu wszech czasów. Według głosowania IFFHS Moreno był jednym z pięciu najlepszych piłkarzy w historii Ameryki Południowej oraz znalazł się wśród 25 najlepszych piłkarzy na świecie. Może rzeczywiście dowiódłby całemu światu, że zasługuje na miejsce wśród panteonu największych futbolowych gwiazd. Nie wykluczone jednak, że nawet dla tak znakomitego piłkarza jak „El Charro” po prostu zabrakłoby miejsca w pierwszej jedenastce „Albicelestes”, bo wysyp talentów w tym kraju był wówczas tak wielki, że z powodzeniem można by było zapełnić pół ligi hiszpańskiej samymi Argentyńczykami. Moreno stał się symbolem lat, w których wspaniałą piłkę argentyńską można było podziwiać wyłącznie w Ameryce Południowej.
O komentarz dotyczący legendy argentyńskiego futbolu pokusił się również ekspert od futbolu południowoamerykańskiego, Michał Borowy:
Moreno to bez wątpienia człowiek-instytucja dla River Plate. Mimo to wielokrotnie publicznie przyznał się jednak do miłości do Boca Juniors, w której nie dane mu było zrobić kariery na miarę swojego talentu. „Charro” oprócz świetnych jak na tamte czasy umiejętności w postaci niesamowitego dryblingu, kreatywności, woli walki, wszechstronności czy szybkiej adaptacji do zmian w taktyce zasługuje na miano uznania go geniuszem. Co prawda nigdy nie grał w Europie, ale w tamtych czasach piłkarzom z Ameryki Południowej wystarczyły występy w ojczyźnie, gdzie płacono na tyle dobrze, że wyjazdy za ocean były po prostu nieopłacalne. Także i mundial go ominął, ale głównie za sprawą II wojny światowej, bojkotu tej imprezy przez Argentynę oraz konkurencji w postaci choćby takich graczy, jak Mario Boye, Norberto Mendez czy Mario Fernandez. Również nie można zapomnieć o trenerze, Guillermo Stabilne, który miał alergię na piłkarzy River Plate, ale pod naciskiem prasy i kibiców brał ich do kadry. Natomiast gdybanie w temacie związanym z jego grą w Europie można odłożyć na półkę, choćby z tego względu na to, że i sam nie chciał wyjeżdżać poza kontynent, no chyba, że z reprezentacją.